Mroczny. Klimatyczny. Jakże zaskakujący.
To budowanie napięcia stopniowe krok po kroku. Ta niepewność dokąd to wszystko zmierza. Czy nie dlatego ogląda się filmy? Aż do ostatnie sceny w filmie widzu będziesz w napięciu oczekiwał końca.
Polecam z czystym sumieniem 8/10
Nie zgodzę się, że zaskakujący - raczej od pewnego momentu można było przewidzieć, jak się potoczy dalsza akcja, co jednak wcale filmowi nie ujmuje. Znakomity.
Pozostanę przy swoim zaskoczeniu. O ile w środku filmu kolejne uwikłanie członków rodziny staje się przewidywalne to samo zakończenie filmu - o nie tu dla mnie była niespodzianka.
No tak. Tu się zgodzę. Tak w ogóle…
SPOILER!!!!
.
.
.
…jakaś teoria, kim/czym właściwie był „inspektor”?
przyszło mi to do głowy, ale ghul to upiór cmentarny, któremu trudno przypisywać jakiekolwiek pozytywne cechy. Inspektor był... no, miły gość. I prawy. Zdarzają się prawe i miłe upiory?
Widocznie w klasycznych brytyjskich sztukach się zdarzają :). Wyczytałem gdzieś, że dla potrzeb ekranizacji z 1954 roku zmienili nazwisko inspektora na Poole, żeby nie spoilerował tą konotacją z ghoulem.
Jak dla mnie jest Aniołem Śmierci, można sporo przeczytać o symbolice. Oczywiście jak cała symbolika ma wiele znaczeń, odniesień i dowolnych interpretacji. Bardzo dobrze wykreowana postać-milcząca,spokojna, tajemnicza a jednocześnie pełna emocji.
Musiałam obejrzeć ten film drugi raz, bo nie odrazu zrozumiałam treść...teraz skojarzyło mi się z "Zieloną milą"Inspektor był niejakim Zwiastunem śmierci, i miał za zadanie uzmysłowić wszystkim cynicznym członkom rodziny, ich niecne czyny i zmusić do zrobienia rachunku sumienia, oraz uzmysłowić im poczucie winy.Dobry, estetyczny film skłania do refleksji.
Moim zdaniem inspektor był - może w samej osobie, a może tylko symbolem - Boga. Zauważcie, że gdy pod koniec wymawiano jego nazwisko na różne sposoby to brzmiało ono jak "God" (pamiętajcie, że po angielsku wymawia się to "Gaad" czyli prawie identycznie jak "Gold", "Goode" itd, szczególnie z brytyjskim akcentem). Był tak jakby "odgórnym" obserwatorem tego, co się działo. Przyszedł im uświadomić ich grzechy, nie tylko akty łamania prawa, wychodząc powiedział, że nawet tej dziewczyny nie przeprosili, co miało tak naprawdę skłonić ich do żalu za własne grzechy i do "odkupienia" ich (gdy dowiedzieli się, że ona żyje, to w tym miejscu powinni odszukac dziewczynę, przeprosic ją i jej pomoc). Do nich to jednak nie dotarło i dziewczyna zmarła. W tym miejscu widzę duże podobieństwo dziewczyny do postaci Jezusa. Tak jak Jezus, zmarła za cudze grzechy, była w pewnym sensie "narzędziem" do uświadomienia ludziom do czego prowadzi grzech - sama w sobie nie była niczemu winna. W ostatnich scenach widać też ścisły związek z inspektorem i dziewczyną, np. jak siedział nad jej łóżkiem gdy zmarła - wyglądało to jakby siedział nad łóżkiem zmarłej córki, tak jakby był czymś w rodzaju jej ojca. Ja tak to widzę.
Zgadzam się właściwie w 100%. Przemyślenia, że dziewczyna to symbol Jezusa jest bardzo odkrywcze i ciekawe. Nie pomyślałem o tym.
odpada, nie wierzyła w ludzi (bo wierzyć już nie mogła) tylko w Boga... dokładnie tak mówi temu młodemu...
Inspektor to ciekawa postać, zapewne mająca coś wspólnego z Bogiem ale... dziwnie mało dał im czasu na skruchę, jak gdyby też nie wierzył... nasza gromadka podzieliła się na 2 części... młode pokolenie inaczej przyjęło wiadomość lecz być może tu sekundy odliczano jak lata... być może przez to wojny były nieuniknione. świadomość i zrozumienie przychodzi, ewolucja trwa, nowe pokolenia wydają się coraz 'świe/a/tlejsze' ale... jak widać idzie to nie dość szybko, idzie to nawet dość opornie... od czasu do czasu jednostki pociągają/popychają szybciej tłumy...
gdzie? :) zapewne ku gwiazdom :)
Zależy na jakim podobieństwie ci zależy. Jeżeli chodzi o postać mistyczną pojawiającą się jako człowiek i wpływającą na ludzi - "Joe Black" i "Miasto Aniołów". Jeżeli ta mistyczna postać ma karać to "Constatine". Jeżeli zależy ci na tajemniczych wydarzeniach w klimacie wiktoriańskim to nie które ekranizacje Agathy Christie ekranizacje E. A. Poe są beznadziejne i raczej podpadają horrory. Mistycyzm do kwadratu masz w "Mistrz i Małgorzata" ale to lepiej czytać niż oglądać choć jeżeli już o film chodzi to ekranizacja rosyjska z 2005 jest strawialna.
wiem, że post powstał 4 lata temu, ale tak mi przyszło do głowy że jeśli chodzi o budowanie napięcia i zagadkę kryminalną to podobnym filmem jest hiszpański Contratiempo
Filmy które są adaptacją filmową sztuki teatralnej stoją u mnie najczęściej na z góry przegranej pozycji. To co w teatrze realizowane jest poniekąd z konieczności, np jedność miejsca i czasu- bez zmiany scenografii, te same postacie, a cała akcja polega na tym że "stoją- gadają, siedzą-gadają", w kinie się nie sprawdza. W sumie "An inpector calls" pasuje jak ulał do tego co napisałem powyżej, ale ma jedną ważną zaletę: nie jest nudny, po prostu daje się obejrzeć. Polecam, na 6,0.
Ale jest przeplatany retrospekcjami. Śledzimy historię Eve na przestrzeni dwóch lat dlatego film nie nudzi (oczywiście duża zasługa w tym scenariusza i gry aktorskiej).
A mnie się ta jedność bardzo podoba. Uwielbiam filmy skonstruowane w ten sposób, oszczędne w bohaterów, scenografie, wątki. Niezły scenariusz, fantastyczne kostiumy i ciekawe zakończenie. Dobry film na jesienny wieczór :)