Może to głupie, bo to w końcu tylko zwykły film sf, ale odkąd jako małolata wieki temu zobaczyłam w kinie M. Biehna jako Kyle'a Reese, do żadnej męskiej roli nie mam takiego sentymentu jak do tej. Do dziś mi to zostało a Michaela lubię w każdym filmie jaki widziałam. Szkoda, że nie stał się supergwiazdą, choć nie wiem, może jemu to odpowiada. Miał ku temu wszelkie warunki fizyczne (piękny i magnetyczny), a aktorem też jest świetnym.
Zgadzam sie z kazdym słowem. Co do gwiazdorstwa to Michael nigdy nie dążył do tego, przedkładał życie rodzinne ponad zawodowe, a w filmach stara się po prostu zagrać najlepiej jak potrafi. Dlatego wypada zawsze bardzo dobrze, nawet jeśli sam film nie jest najlepszy. Dodam jeszcze do tego, ze prywatnie jest skromnym, bardzo miłym i bardzo przyjacielskim facetem i cieszy się, ze może życ 'normalnie'.
Lubie gościa :) ale nie odniósł większych sukcesów bo zrujnował sobie życie przez narkotyki/alkohol i inne używki , rozwalił sobie kawał życia. Gdyby szajba mu nie dobiła jak był młody to na pewno zagrał dużo większej ilości filmów i jego kariera była by większa. Dla zainteresowanych kiedyś znalazłem taki filmik
http://www.youtube.com/watch?v=OeBtcFvOPU0
Miałam tak samo jak Ty! Kyle to moja pierwsza miłość, mam straszny sentyment do tej postaci i tego filmu w ogóle
Ja się w nim kochałam za rolę i Kyle i Currana z "Komando Foki"......jak on budził dziewczynę jak wyjeżdżał na misję...hmmm.... ;)