Jeden z najlepszych i najbardziej ambitnych filmów dekady. Naprawdę dla konesera. Trzeba bardzo uważnie oglądać, aby nie zgubić wątku. Prawdziwy spektakl, zasługujący na owacje na stojąco. Gary Oldman- jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy aktor na świecie, Colin Firth- mój ulubiony aktor, Tom Hardy, Benedict Cumberbatch, John Hurt i inni- mistrzostwo
Też tak uważam!
To jest film - arcydzieło.
Świetnie oddana proza Le Carre.
Wolniutko, bez pośpiechu film się toczy.
Nie ma winnych. Nie ma pokrzywdzonych. Są zabici, ale wszyscy mają czyste ręce...
Lubię Twój komentarz - zwłaszcza ostatnie zdanie:). Ładnie ujęta istota sprawy.
Choć sam film nie wytrzymuje u mnie porównania do serialu z 1979 r. - to uważam, że jest naprawdę dobrze i porządnie zrealizowany.
Tylko, że czasem śmieszyły mnie peruki na głowie każdego z aktorów.
I brak mi żony Smiley'a = choć w jednej scenie. Wtedy jego dramat byłby lepiej zaznaczony - bo relacja Smileya i jego żony jednak miała znaczenie dla fabuły. I wiele tłumaczyła.
W pełni się zgadzam. Zakochałem się w tym filmie. I mam wrażenie, że aktorzy też. Oni też lubią grać w czymś pięknym i fabularnie prawdziwym. I taki scenariusz dostali. Reżyser niczego nie zepsuł, pięknie grał szarością i papierosowym dymem, a ludzie przed kamerą przenieśli się w czasie. Cudo!!!
W rzeczy samej. Film bardzo niedoceniany myślę, a szkoda bo i tak chyba coraz mniej chętnych na realizację takich pozycji. Można przecież zrobić "pewniaka" typu Transformers 12 i 3/4 ...
Nie zapominajmy o ścieżce dźwiękowej. Ona uzupełnia i dopełnia warsztat aktorski. Jest subtelna, nie narzucająca się, nie dominuje ale bez niej film dużo straciłby na efekcie końcowym.