Scena, gdy Introligator przestraszony zagląda do pokoju, w którym jego żona właśnie próbowała po raz kolejny, nieudolnie, popełnić samobójstwo, wydała mi się przeurocza. To spojrzenie Introligatora i kadr na Aurorę z miną mopsa, która siedzi w tym pobojowisku. Taka nieporadna, zagubiona.
Na swój sposób słodkie wydało mi się uczucie, którym Introligator darzył swoją „szaloną” żonę. Oczywiście – w konwencji Delicatessen i na tle reszty osobistości, zamieszkujących kamienicę kanibali. Że w tak trudnych czasach, gdy człowiek pozbywa się sumienia, by przeżyć, wciąż może mu zależeć na drugim człowieku.