To piękny film, wzruszający, refleksyjny, z doskonałą rolą Billa Nighy. Ale jak mało znaczą nasze zobowiązania, jak są krótkotrwałe, jak szybko wracamy do tego, co było. Czyżby dopiero autentyczny koniec wyzwalał w nas jakiekolwiek pokłady przyzwoitości i zwykłego dobra?
Polskim lekarzom, pielęgniarkom i całej masie innych ludzi, którzy mają w d...pracę. Świat byłby piękny, gdyby robili to tylko urzędnicy. A Ty jesteś wybiórczy i pełen uprzedzeń, więc film niczego Cię nie nauczył. To nie był film o urzędniku.
A gdzie te uprzedzenia? Po prostu urzędnicy dali mi najbardziej w kość. Lekarzy nie winię bo są w chorym systemie wykreowanym przez rząd, gdzie więcej czasu marnują na papiery niż pomoc. Pielęgniarkom by się przydała nauka empatii, bo inicjatywy to one akurat zbyt wiele przejawić nie mogą. Wystarczyłoby żeby nie traktowały pacjentów jak worka śmieci.
Dodam jeszcze, że to dosłownie był film o urzędniku. Ekstrapolowanie tego przekazu moralnego na całe społeczeństwo dzieje się już tylko w głowie widza. Ale ogólnie to tak - zgadzam się, wszyscy powinniśmy tak działać. Sam się trochę zainspirowałem tym filmem i starałem się być dobrym człowiekiem w pracy. Niestety nie było za to żadnej nagrody, a raczej same problemy bo tylko dołożyłem sobie zmarnowanego czasu i potem inne osoby miały pretensje za to, że pomogłem X a nie Y.
Ja właśnie mówię o szacunku do drugiego człowieka. W każdym zawodzie. A obecnie najmniej go w ochronie zdrowia. Mnie akurat nic złego że strony urzędników nie spotkało. Natomiast lekarze nieomal zabili bliska mi osobę. Nie przez brak czasu, tylko wiedzy i ludzkich uczuć. I, wybacz, ale trzeba być dość mocno ograniczonym umysłowo, by uznać, że to film o urzędniku. Gdyby tak było, nie byłby poruszony temat jego życia prywatnego.